niedziela, 28 października 2012

[Recenzja] James Bond - Skyfall


 

Udałem się wczoraj na premierę nowej produkcji Sama Mendesa i kontynuację wspaniałej serii Jamesa Bonda- Skyfall. Jestem już po ponad 24h od seansu ale nadal czuje niedosyt i widzę kilka niewygodnych spraw. 


Ogólnie reżyser znalazł naprawdę ciekawy pomysł na nakręcenie tej części, ponieważ jak wiemy są to 50. urodziny przygód Bonda, a w Skyfall znalazło się wiele odpowiedzi i podsumowań pewnej epoki. Ogółem film bardzo mi się podobał, lecz miał on w sobie pewnego rodzaju „amplitudę”, ponieważ całość trzymała dobry poziom, lecz zdarzały się (co najgorsze) dość często nieprzemyślane hmm, wpadki? Oto co wywołało we mnie mieszane uczucia (kolejność jak w filmie):


1. Scena z koparką - wydaje mi się, że Bond wsiadając do niej nie miał pomysłu, myślał, że strąci Patrica z dachu albo będzie go nią ścigał? Pomijam już strzelanie do siebie z odległości jakiś 8-12m z zerowym skutkiem, mimo, że James i owy najemnik/zabójca nie pierwszy raz używali broni. Tylko jedna kula trafiła 007, a jego przeciwnika aż żadna. Dość częsty błąd w filmach.

2. Postrzał Bonda - rozumiem, bardzo ryzykowna akcja, ale kiedy to Bond został postrzelony to agentka Moneypenny miała kilka/kilkanaście sekund, aby oddać kolejny lub całą serię strzałów i trafić prawidłowy cel zanim ten wjedzie do tunelu, ale no właśnie, co się stało? Nic.

3. Odłamki - dziwne, że tkwiły one w ciele Bonda przez tak długi czas bez żadnych konsekwencji zdrowotnych. Gdyby nie zdecydował się na powrót do służby to zostawiłby je sobie na pamiątkę na resztę życia?

4. Mini radio/nadajnik/gps - coś takiego otrzymał 007 od kwatermistrza Q. Czy taka zabawka nie mogła być zrobiona inaczej niż być podobizną kostki do gry w scrabble z antenką jak z łoki toki?

5. Rola Severine - krótka. Tak mogę ją w skrócie opisać. Oglądając zwiastuny, czytając zapowiedzi i wywiady spodziewałem się od tej postaci trochę więcej niż kilka spojrzeń i krótkich dialogów, a w połowie filmu koniec. Dodam, że scena z Macau, kiedy Bond rozmawia z nią przy drinku i wspomina o spotkaniu z szefem, a jej ręka trzęsie się z częstotliwością 7.5 stopnia w skali Richtera była co najmniej słaba jak późniejsza próba zabicia Jamesa w samym środku budynku na oczach wielu ludzi, jakby to nie mogli poczekać aż wyjdzie i najprościej w świecie zastrzelić go, aby nie ryzykować.

6. Ucieczka Silvy - to był dla mnie jeden z największych absurdów. Jak można zrobić pomieszczenie do przetrzymywania takich osób jak Silva, gdzie w podłodze są jakieś niezabezpieczone kratki, przez które można spokojnie uciec kiedy się tylko wyjdzie z tej szklanej „celi” i dotrzeć przez nie bez problemu do stacji metra?! Brakowało tam jeszcze ruchomych schodów i McDriv'a..

7. Silva i pociąg - akcja chwile po ucieczce kiedy to Bond dopada prawie Bardema, a ten wie kiedy dokładnie, jak i gdzie wyjedzie zza ściany metro, które jest w dodatku puste.. To miała być taka nic nie wnosząca do filmu niespodzianka dla Bonda, bo Silva wiedział dokładnie, że 007 będzie stać w danym miejscu i w odpowiedniej porze.

8. Miejsce z dzieciństwa Bonda - cała seria absurdalnych wydarzeń. 007 wiedział, że jego auto nie ma GPS’u ale i tak był pewien, że Silva go znajdzie i to dość szybko, mógł przecież powiadomić Mi6 i przygotowali by pewnie coś razem albo by go wsparli, a samą M mógłby zostawić gdzieś w bezpiecznym miejscu niedaleko Skyfall, przez co nie naraziłby jej na śmierć. Sama chęć zwabienia i złapania/zabicia Silvy gdzieś na pustkowiu była logiczna, po co narażać cywilów, ok, ale rozegranie tego w taki sposób, że Bond i jego stary przyjaciel stawiają się przeciwko grupie Bardema mając dwie dubeltówki i kilka lasek dynamitu było chyba głupie. Do tego uzbrojony helikopter latający bez żadnego problemu nad terytorium UK oraz uciekinierzy z latarką na oświetlonej przestrzeni przez co zostali zauważeni to tylko kolejne przykłady absurdu.


Są to najbardziej drażniące mnie elementy, choć może coś pominąłem. Według mnie Scyfall był na poziomie między Quantum of Solace, a Casino Royal, gdyż sam pomysł reżysera, czyli postrzelenie Bonda i powrót do korzeni były dużym urozmaiceniem. Mam nadzieję, że kolejne części będą posiadały mniej takich dziwnych nieporozumień. Podsumowując:

PLUSY:
+ postrzelenie Bonda
+ powrót do dzieciństwa
+ reżyser i obsada
+ muzyka
+ piękne i różnorodne miejsca
+ Silva
+ powrót Q i Moneypenny

MINUSY:
duża ilość absurdalnych scen
krótka rola Severine
mocne „stoczenie” 007


Ocena końcowa: 8.5
(CR - 9, QofS - 8)



P.S.
Jeżeli ktoś z Was ma jakieś ciekawe przemyślenia na temat tego filmu to bardzo chętnie je poznam. Piszcie śmiało w komentarzach! :-)

6 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super recenzja, powaznie. Tak rzeczowo i przy okazji śmiesznie hehe :)

Unknown pisze...

Starałem się jak najlepiej okazać to co czułem po tym filmie. Pewne rzeczy aż "śmieszyły", stąd ta ironia ;-)

Anonimowy pisze...

Na prawdę fajna recenzja! Mam zamiar obejrzeć Bonda :) Widzę, że dopiero zaczałes prowadzic bloga, wiec życzę powodzenia bo ciekawie ci idzie :P

Anonimowy pisze...

Fajnie napisane i znalazłem tu tez kilka rzeczy jakie mnie denerwowały, a przy okazji pokazałeś też coś co pominąłem ;) Pzdr!

Monika pisze...

Ja akurat jestem pod dużym wrażeniem Skyfall (więcej na ten temat tutaj: http://www.wswieciekina.blogspot.com/2013/02/13-powodow-dla-ktorych-warto-zobaczyc.html), choć jak się czyta Twoje (fajnie napisane przy okazji) zestawienie filmowych zgrzytów, nie wygląda to najlepiej;) Mimo wszystko - film jak najbardziej godny polecenia, przy czym nie jestem specjalną entuzjastką tej serii.

Unknown pisze...

Oczywiście masz rację, film sam w sobie jest świetny i różni się od poprzednich bondów (wyszło mu to na dobre). Dostaliśmy trochę więcej. Co do zgrzytów to rzeczywiście były, nie przyczepiłbym się może, gdyby nie były tak rażące - może tylko dla mnie? :-)

Prześlij komentarz

Tutaj jest miejsce na Twój komentarz.

Obsługiwane przez usługę Blogger.